niedziela, 22 grudnia 2013

Zostały Ci 3 tygodnie!

Wiem, że będę się powtarzać bo o UWC wspominałam już kilka razy, ale wczoraj miałam okazję spotkać się z niesamowitymi ludźmi, którzy kształcą się dookoła świata. Od Indii, przez Norwegię po USA. I chcę żebyś ty też miał taka mozliwość. O stypendiach i wymianach pisałam jakiś czas temu. Dziś nie chcę sie aż tak bardzo rozpisywać chcę tylko poprosić Cię o obejrzenie dwóch linków:

Tego

Jeszcze tego

I teraz jesli jesteś uczniem pierwszej klasy liceum, lub znasz kogokolwiek w tym wieku
Zajrzyj na koniec tutaj

Te trzy tygodnie MOGĄ odmienić Twoje życie. Nie żartuję.

Do usłyszenia
Weronika

wtorek, 17 grudnia 2013

Bath

Kilka tygodni temu miałam przyjemność wyjechać na weekend w okolice Bath. Pojechałam tam wraz z dwoma polkami, które uczą się w tej samej szkole co ja. Cała sobotę przeznaczyłyśmy na wyjazd do Bath. Dziewczyny głównie zainteresowane były częścią zakupową. Ja uciekłam na chwile obejrzeć katedrę, podczas gdy moje towarzyszki zarządziły dłuższy postój w jednym ze sklepów. Ja jedynie żałuje, ze byłyśmy w Bath o kilka dni za wcześnie, żeby uczestniczyć w jarmarku świątecznym :) Może w przyszłym roku.

Tak o to prezentuje się katedra ze strony jednej z głównych ulic (wejście główne jest z prawej strony)
 A tutaj kilka zdjęć ze środka, jak już wcześniej pisałam mój sprzęt fotograficzny w Anglii jest dość lichy (albo nie ma go wcale, bo zawsze mój bagaż ma równo 10 kilo i ani odrobinki miejsca na aparat) Dlatego jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia.





 Poniżej wydawałoby się trochę skromne wejście jak na główne drzwi, jednak prawda jest taka, że jest ono non stop osaczone przez turystów i bardzo trudno o ujęcie, które w pełnej krasie ukazuje drzwi a zarazem nie ma żadnych ludzi w kadrze.
 A tak prezentują się ulice Bath, tak jak pisałam wcześniej i było to kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem dlatego sądzę, że teraz ulicę mogą być jeszcze ładniej udekorowane.
 

 
To tyle na dzisiaj,
Do usłyszenia
Weronika

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Co mnie denerwuje w Anglii?

Dzisiaj trochę posmęcę, pomęczę i się poużalam! Czyli o tym od czego można tu dostać białej gorączki!

1. Monety. Każda normalna waluta na monetach ma dość duże i wyraźne cyferki, ale nie tutaj na pensach wartość jest napisana, poza tym 10 p jest większe niż 20 p, które wygląda w gruncie rzeczy bardzo niepozornie. Rozumiem, że dla rodowitych anglików nie jest to najmniejszym problemem bo najzwyczajniej w świecie do tego przywykli, ale dla mnie jest to istny koszmar.

2. Krany. O kranach w UK słyszało dużo osób, ale mimo to muszę o tym wspomnieć! Tutaj zamiast mieć normalnego kranu są dwa osobne z ciepłą i zimną wodą. Nie wiem kto wpadł na pomysł, że mycie rąk woda gorącą albo lodowatą jest przyjemne? Szukałam i wyszukałam kilka wytłumaczeń. Historyczne, początkowo były tylko krany z zimna wodą i gdy po jakimś czasie możliwym się stało posiadanie ciepłej wody po prostu dodali nowy kran. I zostało tak z tradycji. Druga opcja (tez połączona z historią) twierdzi, że typowo używa się dość wąskich rur do wody przez co ciśnienie musi być stosunkowo niskie przez co rozdzielono wodę ciepłą i zimną na dwa różne krany. Trzecia teza jest taka, że kran z zimną woda jest kranem z wodą pitną, której nie mieszamy z ciepłą wodą ponieważ bakterie rozwijają się szybciej w wodzie podgrzanej. Szczerze mówiąc nie wiem, czy którakolwiek teoria jest prawdziwa. I prawdę mówią mnie to nie obchodzi, wszystkie kraje europejskie zostały pobłogosławione darem wody letniej, a jakoś tutaj o takim wynalazku nie słyszeli...

3. Każde danie trzeba polać sosem. Nieważne czy mowa o mięsie, makaronie czy deserze. Najlepszy przykład brown sauce. Bardzo brytyjski, bardzo popularny, bardzo lubiany, bardzo bez smaku. Ale na tym się nie kończy, ciasta też trzeba czymś zlać najlepiej klejącym sosem toffi (sticky toffi sauce) albo kremem custard. Odpowiednik polskiego budyniu, podawany jednak zazwyczaj tylko w wersji waniliowej i trochę rzadszej od naszego odpowiednika. Ja nie twierdzę, że nie jadam niczego co jest polane sosem, ale jeśli wszystko musi być zalane wręcz pływające w czymś rzadkim, nie zawsze wyglądającym apetycznie, to raczej nie widzę w tym sensu.

4. Odwoływanie sociali. Social to spotkanie towarzyskie z innymi szkołami, najczęściej z płcią przeciwną. Jak wygląda w praktyce trudno stwierdzić, bo wszystkie nam odwołują. Bynajmniej nie ze złośliwości opiekunek domu tylko z braku zainteresowania. Angielki mają chyba swoje imprezy, a Chinki z niewiadomych przyczyn są bardzo oporne. Co jest najbardziej irytujące to chyba fakt, że potem po izolacji od świata wystarczy jeden praktykant z biologii i wszystkie dziewczyny się za nim obracają. Może po prostu wpisanie się na social jest obciachowe, nie wiem, w każdym razie żyjąc w tak małej szkole naprawdę ma się ochotę poznać kogoś nowego. 

5. Nauka języków. Przez rok uczyłam się francuskiego w polskim liceum, był to poziom rozszerzony (6 godzin w tygodniu) i widziałam efekty. Część z moich koleżanek klasy w tym roku jest na wymianie we Francji, a w większości zaczynały francuski od zera. W Anglii też mam 6 godzin francuskiego, moje koleżanki uczą się go od kilku dobrych lat i nie wyobrażam sobie, żeby były w stanie przeżyć w otoczeniu francuskojęzycznym. Nie umiem konkretnie napisać dlaczego, ale nauka języka tutaj to koszmar. 

Okej nawet ja się zmęczyłam tym marudzeniem Na poprawę humoru :)

Do usłyszenia
Weronika

piątek, 29 listopada 2013

Fenomen Youtubera

Jakiś czas temu w polskich mediach zawrzało na temat blogerów, vlogerów i innych modowo oświeconych. Ja jednak chciałabym napisać kilka słów o fenomenie youtube z mojej perspektywy. Już jakiś dobry czas temu moja starsza siostra zaczęła mnie namawiać do oglądania z nią filmików na youtube. Dlaczego o tym piszę? Bynajmniej nie, żeby poopowiadać o polskich vlogerach i ich modowych wpadkach. Tylko o tym jak można madrze i fajnie wykorzystać youtube.

Wiele osób narzeka na poziom angielskiego, którego uczą nas w szkołach, na nieprzydatność słownictwa, nieużywane struktury gramatyczne i wyszukane zwroty. Wiele osób ogląda filmy, stara się czytać prasę lub książki anglojęzyczne, co jest bardzo dobrą metodą na podszkolenie języka. Jednak co jeśli należysz do tej grupy osób co ja? Aż wstyd się przyznać, ale nawet teraz gdy siłą rzeczy posługuje się angielskim na co dzień w szkole i z większością znajomych, gdy mam możliwość przeczytania książki po polsku lub obejrzenia filmu z polskimi napisami wybieram opcje polskojęzyczną. Dlatego dla mnie dobrą opcja okazało się oglądanie filmików na youtube. Dlaczego warto?

1. Akcent - można znaleźć osoby z przeróżnymi akcentami, brytyjskim, australijskim, z Południowej Afryki, z amerykańskim. Od wyboru do koloru. Bardzo łatwo jest znaleźć osobę, której akcent będzie nam odpowiadał, a jak by nie było jest to bardzo ważna część języka, o której często się zapomina. ( Moje angielki często poprawiają mi wymowę najprostszych słów jak water/three/saturday/world )

2. Różnorodność tematów - od wideo kulinarnych, sportowych, zabawnych, cokolwiek sobie zamarzysz. Jestem przekonana, że każdy znajdzie coś dla siebie.

3. Słownictwo - mamy tutaj 100% pewność, że słownictwo jest faktycznie używane, że jest to żywy język, z którym maja do czynienia ludzie w UK, Ameryce czy Australii.

4. Kultura - często pojawiają się filmiki o wspomnieniach ze szkoły, obchodów Świąt, czyli wszystko to o czym czasami nie mamy pojęcia a jest bardzo ciekawe. Jako przykład warto podać Doktora Who. Nie wiem czy o nim słyszałeś, ponieważ w Polsce nie jest to najbardziej popularny serial, natomiast w Wielkiej Brytanii to jest istne szaleństwo, ostatnio obchodzili 50 rocznicę i dosłownie każda stacja, radiowa, telewizyjna, gazety rozpisywały się na ten temat. Na youtube istnieje mnóstwo piosenek, gagów, fragmentów Doctora Who i wielu z znanych vlogerów dzieli się swoją miłością do tej postaci.

5. Poważne tematy, wbrew pozorom jest kilka osób, które poruszają trudniejsze tematy w swoich filmikach, motywują, potrafią czasami naprawdę poprawić humor i sprawić, że chociaż przez chwilę zastanowimy się nad czymś. Ostatnio moja przyjaciółka wysłała mi film chłopaka, który zareagowała na politykę Abercrombie &Fitch dotyczącą rozmiarów ubrań i niewpuszczania określonego typu klienta do sklepu, warto poszukać też czegś takiego.

Tak więc jeśli trochę cię zainteresowałam może warto spojrzeć pod kilka linków:

Soul Pancake - Bardzo sympatyczny kanał, trochę o nauce, troche o psychologii, potrafiący bardzo pozytywnie naładować.

Carrie Hope Fletcher - bardzo utalentowana, sympatyczna dziewczyna, obecnie występuję w Londynie w Les Miserables.

Danisnotonfire - na pewno nie bardzo ambitnie, ale zdecydowanie jeden z moich ulubieńców.

Fine Brothers - reakcje różnych ludzi na różne filmiki, czasami ciekawie czasami mniej.

Jamie Oliver - Czy naprawdę muszę Ci przedstawiać Jamiego Olivera? Ale pewnie nie wiedziałeś, że na youtubie też sie udziela :)

Paint - zza Oceanu, dużo dowcipów słownych, czasami trudnych do wychwycenia, jednak przy większości filmików są napisy, co ułatwia zadanie. Polecam!

Może masz jakiś swoich ulubionych youtuberów? Jeśli tak podziel się nimi ze mną!

Do usłyszenia,
Weronika :)

środa, 27 listopada 2013

Moje przedmioty

Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o tym jakie przedmioty wybrałam, jak wyglądają lekcje i o tym dla kogo poleciłabym dane zajęcia.

1. Francuski - zacznę od tematu dla mnie najtrudniejszego. Dlaczego najtrudniejszego? Ponieważ jeśli mam być szczera mam mieszane uczucia co do tego przedmiotu. Mam w grupie 3 osoby (łącznie ze mną) co powinno sprawiać, że nauka jest szybka, łatwa i przyjemna. Niestety, moje koleżanki traktują francuski jako dopust boży, od września chyba z 7 razy jedna lub druga chciała rzucać francuski, koniec końców jedna z dziewczyn właśnie rzuciła francuski, co powiem trochę samolubnie mnie cieszy. Ze względu na to, że w brytyjskim systemie edukacji można dowolnie wybierać przedmioty naprawdę nie rozumiem czemu meczą siebie, nauczycielki i mnie; notorycznie spóźniają się na zajęcia, nie odrabiają zadań, a o ich francuskiej wymowie nie wspomnę. Nauczycielki, mimo że sympatyczne prowadzą lekcje w sposób dość rozlazły, ale z tego co rozmawiałam z innymi ludźmi to po prostu, nauka języków obcych w UK jest dość toporna.

2. Biologia - Moje przyjaciółki w Polsce wybrały rozszerzoną biologię, jednak gdy porównuję program realizowany w Polsce a u mnie w Anglii to jest kilka znaczących różnic. Nie robimy praktycznie żadnej botaniki, wszystko co przerabiamy na lekcjach ma ścisłe odniesienie do człowieka. Robimy więcej doświadczeń sami, ostatnio przeprowadzaliśmy sekcje serca. (Znalazłam znakomite porównanie do moich odczuć - kwaśne żelki, niby podczas samego przełykania żelek nie smakują Ci one za bardzo, ale automatycznie sięgasz po następne. Tak ja miałam z sercem, podczas samej lekcji nie koniecznie byłam najszczęśliwsza - dotykanie serca mi nie przeszkadzało, gorzej z zapachem, ale teraz z chęcią powtórzyłabym to przeżycie). Biologię polecam.

3. Psychologia - ja jestem wniebowzięta, ponieważ z szeroko pojętą psychologią łączę swoja przyszłość. Dla mnie bardzo interesująca, chociaż nie wszystkie dziewczyny, które wybrały psychologię są zadowolone. Same tematy, które przerabiamy (Jak na razie Pamięć oraz Przywiązanie) Wiele osób odnosi się do psychologii z lekką pogardą i traktuje to jako jeden z łatwiejszych, trochę nawet bezsensownych przedmiotów, żeby może trochę obronić przedmiot, napiszę, że ostatnio napisałam esej na 5 stron o ewolucyjnej teorii przywiązania według Bowlbiego, wiec jak widać czegoś się jednak tam uczę. Podsumowując, osoby niezainteresowane tematem powinny omijać ten przedmiot szerokim łukiem, ale innych zachęcam, bo można dowiedzieć się naprawdę dużo ciekawych rzeczy!

4.Matematyka - stosunkowo łatwa, chociaż mi osobiście bardziej odpowiada polski typ prowadzenia lekcji, ponieważ tutaj nauczyciel zaczyna od wykładu/opowiada o danym zagadnieniu, potem przedstawia 2 lub 3 przykłady na tablicy by na końcu zadać nam zadania by je indywidualnie wykonać, nie ma podchdzenia do tablicy, zadań domowych też raczej się nie sprawdza, o ile ktoś nie zgłosi prośby o wytłumaczenie któregoś z podpunktów. Osobiście wydaję mi się, że w momencie gdy uczniowie po kolei rozwiązują przykłady nauczyciel może wychwycić więcej potencjalnych problemów i trudności. Również w Anglii poza klasyczna matematyką, na poziomie podstawowym musimy uczyć się podstaw statystyki.

5.Rozszerzona matematyka - mój zdecydowanie najtrudniejszy, najbardziej wymagający i najbardziej stresujący przedmiot, a to z tego powodu, że rozszerzona matematyka składa się z 3 modułów. Na 5 dziewczyn w grupie, wszystkie robimy  czystą, rozszerzoną matematykę - liczby urojone, macierze itd. oraz mechanikę - czyli moja zmorę a to dlatego, że matematykę zawsze lubiłam, natomiast fizyka niekoniecznie była moją najmocniejszą stroną. Ach ta fizyka, myślę, że nie muszę dodawać więcej... Jako trzeci moduł zazwyczaj wybiera się decyzje, natomiast po rozmowie z moim nauczycielem matematyki podstawowej, a przy okazji dyrektorem departamentu nauk, doszliśmy do wniosku, że bardziej przyda mi się statystyka 2, by w przyszłym roku najprawdopodobniej przerobić statystykę 3 i 4. Mimo wszystko na razie nie rzucam matematyki i mam nadzieję, że coś w końcu mój mózg zacznie pojmować z mechaniki. (Będę z Tobą szczera, prawda jest taka, że moi najukochańsi rodzice, obydwoje matematycy, dostają napadu padaczki jak tylko rozpoczynam temat rzucenia rozszerzonej matmy :))

Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam,
Weronika

sobota, 16 listopada 2013

Polska Kolacja

Jakiś czas temu pisałam, że z okazji Polskiego Dnia Niepodległości, ze względu na to, że przynależę do Międzynarodowego Komitetu,  udało nam się zorganizować polską kolację. Jako, że uważam się za rodowita poznaniankę oczywiście poinformowałam również o tym, że w Poznaniu 11 listopada świętujemy również imieniny Św. Marcina z typowymi dla tej okazji rogalami. I tak oto w poniedziałek rzeczywiście powitała nas polska kuchnia w wydaniu brytyjskim. Zdecydowałam, że każde danie ocenie w dwóch kategoriach na  5 punktów - w kategorii pierwszej będę oceniać podobieństwo do polskiego oryginału, a w drugiej generalnie czy danie było smaczne.  

Tak wiec jak widać na zdjęciu poniżej pierwsze były pierożki, ciasto było dość twarde a zawartość nadzienia znikoma. Tak więc pierożkom daję 3/5 w kategorii pierwszej i 1,5/5 w kategorii drugiej.

Na zdjeciu ponieżej prezentuje się zupa ogórkowa, bardzo gęsta, słodka, octowa, myśle, ze zamiast użyć kiszonych ogórków użyli tutaj ogórków konserwowych, co dość znacznie zmieniło smak zupy. Ocena 1. 3/5. 2. 3,5/5.





Następnie zaprezentowali nam kalafiora w bułce tartej/otrębach. Gdzie zamiast podsmażyć panierkę zapiekli ją razem z warzywem. Tak wiec oceny tutaj:1. 1/5. 2. 1/5 (mój kalafior był zimny ;( ) 

Kuchnia postarała się również przyrządzić gołąbki, zabrakło jedynie sosu pomidorowego, przez co dobrych kilka chwil musiałam zastanowić się co to jest za danie. Ja akurat nie próbowałam gołąbków wiec oceny nie mogę wystawić. 

Zaproponowali nam również kiszona kapustę, (która była bardziej octowa niż kiszona) Różne sałatki, które moim zdaniem za bardzo polskie nie były... Jedna bardzie przypominała sałatkę grecką. Oczywście pojawił się również bigos!

Nie wiem czy da się to dostrzec na zdjęciu jednak bigos był bardzo mięsny a mało kapustny (hmm... wydaje mi się, że nie istnieje słowo kapustny). Jednak co dziwne naprawdę smakował jak bigos i mówię to całkowicie szczerze. Także tutaj należą się dwie 5 w obu kategoriach. 

Na deser starali się przyrządzić rogale Marcińskie, które zdecydowanie podbiły podniebienia Brytyjek. Muszę przyznać, że rogale były smaczne, chociaż jeśli mam być szczera bardziej przypominały w smaku coś w rodzaju makowca a nie rogala Marcińskiego. Ciasto w środku było odrobinkę nie wyrośnięte, przez co sprawiało wrażenie kluchowatego. Tutaj za podobieństwo dam 3 pkt natomiast za smak 4,5/5.


Jeśli masz jeszcze odrobinkę sił zapraszam na króciutki filmik z degustacji, gdzie mignie wam moja współuczestniczka w niedoli czyli druga polka, która tak jak ja wjechała na stypendium do Anglii. 


sobota, 9 listopada 2013

Zawody sportowe

Jak pisałam wcześniej dzisiaj w szkole odbywały się zawody sportowe. Jak to ujęła moja drugoroczna rozdrabniam się i oczywiście zgłosiłam się do pomocy. Zostałam oddelegowana na kranie terenu szkoły na punkt G . Oczywiście trafiłam na jeden z bardziej wysuniętych punktów. Musze napisać, ze mimo że rano dość mocno padało to później mimo dość sporego zachmurzenia udało się nam uniknąć deszczu. Uczestnicy zostali podzieleni ze względu na wiek i płeć, tak wiec w końcu odbyły się 4 wyścigi. Dla starszych chłopców i dziewczyn oraz dla młodszych chłopców i dziewczyn. Tak naprawdę moje zadanie nie było w żaden sposób wymagające. Miałam jedynie przypilnować, żeby wszyscy biegli zgodnie z wyznaczoną trasą, nie skracali i zarówno sprawdzać czy nikt się nie poślizgnie czy przewróci. Miałam dwie sytuacje przy których rzeczywiście musiałam zareagować raz gdy jedna ze starszych dziewczyn dostała bardzo silnej kolki i drugi gdy jedna z młodszych dziewczynek miała chyba lekki napad paniki, nie mogła oddychać i strasznie bolało ja gardło.  Na szczęście jakoś udało nam się zapanować nad sytuacją :) Żebyście byli choć trochę świadomi jakie warunki panowąły na trasie biegu zrobiłam kilka zdjęć:

Powyżej widzicie typowy kawałek trasy, sama tego nie widziałam, ale komuś ponoć but z nogi spadł z powodu błota.

Jak już pisałam na deszcz się zbierało i się zbierało, ale koniec końców udało nam się uniknąć opadów. 


A To moje kalosze, które też były nieźle zabłocone, a nawet nogawki spodni nad linia butów :)

Tutaj jeszcze jedno ujecie drogi i szaroburego nieba :)


Do usłyszenia Weronika :)



Trochę o niczym :)

Trudno wrócić do pisania, po takiej dłuższej przerwie, jak pisałam na facebooku  25 października rozpoczął się mój halfterm, w szkole jestem od tygodnia i naprawdę trudno jest wrócić do szkolnej rzeczywistości. Wszyscy pytali się czy powrót był ciężki i czy nie chciałam zostać w Poznaniu. Oczywiście, że chciałam, tylko prawda jest taka, że teraz w Poznaniu spędziłam wakacje. To nie był typowy tydzień, który spędzałam jeszcze rok temu głównie w szkole, korkach i innych atrakcjach bynajmniej nie turystycznych. Więc staram się ponownie wdrożyć w system szkolny, szczególnie, że 12 Grudnia zaczynam już przerwę świąteczną :)

Szkoła jednak nie jest taka zła, nie wiem czy wspominałam o tym wcześniej, ale zaangażowałam się w Międzynarodowy Komitet, ostatnio mieliśmy opowiedzieć o ważnych świętach/obchodach w naszym kraju. Tak więc ostatnio na spotkaniu Komitety nasza opiekunka poinformowała nas, że bardzo się cieszy, że może nas poinformować, że kontaktowała się z kuchnią i w poniedziałek będziemy świętować Polski Dzień Niepodległości polska kolacją! Będą pierogi, bigos (jak to stwierdziła nauczycielka Polacy lubią 'ciepłe sałatki' :)), łazanki a nawet... Rogale  z nadzieniem makowo-migdałowym. Nie wiem czy wszyscy czytelnicy są świadomi, że w Poznaniu 11 listopada obchodzimy również Dzień św.Marcina. z bardzo typowymi rogalami  z nadzieniem  z białego maku, migdałów i różnych dodatków. Jestem bardzo ciekawa jak to będzie wyglądać w praktyce, ponieważ polska kuchnia w wydaniu brytyjskim może być bardzo ciekawa! Obiecuje wam, że zrobię dokładnie fotorelacje polskiej kolacji!

Z rzeczy ciekawych to dzisiaj będę wolontariuszem podczas zawodów biegowych, oczywiście na dworze, oczywiście dzisiaj pada :) Później msza, a później jedziemy do zamku na obchody Bonfire Night z ogniskiem, fajerwerkami i innymi atrakcjami. Generalnie już odkąd przyleciałam do Londynu, widziałam fajerwerki, wiec Bonfire Night jest rzeczywiście hucznie celebrowany. Opisze wam obchody w przyszłym tygodniu jak będę mogła faktycznie opowiedzieć jakieś konkrety.

Już kończąc (muszę się zbierać na wolontariat :)) kilka razy wspominałam o tym jak duży wybór jest tutaj jedzenia i rzeczywiście jest to jedzenie stosunkowo smaczne i mimo że nie mogę podać poszczególnych powodów, ale po tygodniu karmienia przez obie babcie i mamę podchodzę do jedzenia już z trochę mniejszym entuzjazmem. Generalnie trudno jest wrócić do tutejszej rzeczywistości, muszę się przyznać, że odliczam dni do powrotu do domu, ale zaczynam się powtarzać :)

Do usłyszenia :)
Weronika

sobota, 19 października 2013

Wyjazd za granicę

Chciałabym w tym poście opisać moja historie, jak to się stało, że wyjechałam do Anglii i może dać jakieś ogólne porady dla osób, które chciałyby wyjechać za granicę, ale nie wiedzą co? gdzie? i jak?

Można powiedzieć, że moja decyzja o wyjeździe za granicę narodziła się w mojej głowie pod koniec trzeciej gimnazjum, gdy podczas wybierania liceum wybrałam klasę, która oferuje rozszerzony jezyk francuski z możliwościową wymiany czteromiesięcznej w drugiej klasie liceum. Jednak pod koniec września ubiegłego roku dowiedziałam się, że kolega, koleżanki siostry uczy się w szkole w Anglii. Napisałam do niego i otrzymałam pierwsze wiadomości o stypendiach za granicą. I tak przez ubiegły rok dowiadywałam sie wielu różnych rzeczy i chciałabym sie z wami podzielić moja wiedzą. Od razu uprzedzam, że napisanie tego wpisu zajęło mi kilka dobrych godzin a i tak nie dałam rady zamieścic tu wszystkich informacji, tak że w razie czego polecam się na facebooku strona bloga lub prosze piszcie na meila cotywieszoangielskiejszkole@wp.pl

1. Stypendium a wymiana? Stypendium w szkole brytyjskiej lub w szkole międzynarodowej polega na tym, że uczysz się w prywatnej szkole z internatem a szkoła zgadza się pokrywać znaczny procent czesnego. Zazwyczaj jest to stypendium dwuletnie (2 i 3 klasa liceum) zakończona maturą brytyjską lub IB. Wymiana natomiast często jest płatna i najczęściej mieszka się u rodzin a nie w szkolnym internacie. I tak jak w przypadku stypendium naukowego twoje oceny musza być na naprawdę wysokim poziomie tak w przypadku wymiany, musisz się bardzo dobrze uczyć i nie sprawiać problemów wychowawczych, ale jednak głównym celem jest poznanie nowych kultur i doświadczenie międzynarodowe.

2. Kryteria stypendialne:  uczeń 1 klasu LO, średnia gimnazjalna powyżej 4.75, wyniki z egzaminu gimnazjalnego- średnia powyżej 75%

2. Jak dostać stypendium? W Polsce działaja trzy organizacje, które zajmują się przyznawaniem stypendiów w Polsce. Jest to - UWC oficjalna polska strona UWC. Bas http://bas.org.pl/. Oraz kfon (z którym mam najmniej doświadczenia, ale wiem, że też oferuje jakieś stypendia, ale naprawdę nie jestem w stanie służyć wiedzą ani pomocą w kwestii Kfonu - Kfon.)Teraz trzy słowa o BASie i UWC.  Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata (United World College) to międzynarodowa organizacja oferująca naukę w szkołach międzynarodowych dookoła świata - polecam ten filmik :) Polecam! RCNUWC. Polska filia orgaznizuje konkurs stypendialny również do prywatnych szkół w UK. I tak w ubiegłym roku po zobaczeniu filmiku ze szkoły UWC w Norwegii, pojechanie tam stało sie moim największym marzeniem, co śmieszne, mimo że moim największym marzeniem był wyjazd do Norwegii w końcu złożyłam podanie i formularz jedynie do szkół prywatnych. Myślę, że postąpiłam tak, ponieważ byłam pierwszym rocznikiem, który miał osobne konkursy do szkół międzynarodowych i prywatnych i tłumaczenie o niezależności konkursów było trochę dla mnie niejasne i nie zdecydowałam się na start w konkursie o szkoły międzynarodowe, tak więc Norwegia przepadła. :)Kandydatów tegorocznych zachęcam do brania udziału w obu konkursach! British Alumni Society oferuje stypendia w szkołach w UK, na bardzo wysokim poziomie i, mimo że ja osobiście nie miałam do czynienia z BASem to moja koleżanka z gimnazjum właśnie uczy się w jednej ze szkół właśnie dzięki stypendiom z BASu :) Kfon, jak już mówiłam raczej nie jestem w stanie przybliżyć wam tej organizacji, jednak słyszałam, że mimo, że na stronie jest napisane, ze stypendium jest na rok to szkoły ponoć bardzo chętnie przedłużają na drugi rok. Chociaż nie wiem na ile jest to sprawdzona informacja.

3. Tyle w wielkim skrócie o stypendiach. Czas na wymiany.

Tutaj też nie jestem wielkim specjalistą, ale mogę wam polecić strony, któe w ubiegłym roku udało mi sie znaleźć:

Yfu

Rotary

Why not usa

Amicus

PAX

4. Jak już pisałam nie byłam uczestniczką programu wymianu, nie miałam osobistego kontaktu z tymi organizacjami i jeśli ktoś decydowałby sie na którąś z podanych wyżej organizacji to i tak polecam dokładnie je sprawdzić. Jedna z moich koleżanek wyjechała do USA z organizacją Amicus, więc może byłaby to najlepsza propozycja, mi osobiscie również dość mocno przypadła do gustu oferta Youth for Understanding, ale powtórzę sie jeszcze raz w żaden sposób nie miałam kontakyu z tymi organizacjami i nie wiem jak dokładnie działają. Z osobistych wrażeń moge polecic UWC i BAS, z którego jak pisałam wcześniej dostała stypendium moja koleżanka z gimnazjum.

5.Właśnie sobie uświadomiłam, że po przeczytaniu tego posta można odnieść wrażenie, że dostałam stypendium dzięki UWC. Co nie jest do końca prawdą. rzeczywiście prawie równo rok temu złożyłam aplikację do UWC, udało mi sie z kandydatów z całego kraju dostać się do ścisłego finału 25 osób i wtedy nie otrzymałam telefonu... Jak pewnie można się domyślić było to bardzo dużym ciosem. Jednak zdecydowałam się nie poddawać i zaczęłam na własną rękę pisać do poszczególnych szkół w UK, Holandii i Szwajcarii. W końcu jedna ze szkół zaoferowała mi na tyle dobre warunki, że mój wyjazd stał się rzeczywistością. I tym oto sposobem jestem teraz gdzie jestem. Tak więc jestem doskonałym przykładem, że warto walczyć do końca i nigdy się nie poddawać, jeśli na czymś na prawdę nam zależy.

6. Co jeśli nie jestem uczniem pierwszej liceum a bardzo chcę wyjechać? Wbrew pozorom i tutaj jest dużo możliwości, poszczególne uczelnie w Polsce oferują różne programy - moja kuzynka jest właśnie w Hiszpanii na Erazmusie. Studia nie wszędzie są płatne i są na prawdę dobre możliwości nauki - kolejny przykład z życia wzięty - moja siostra obecnie studiuje w Danii. Jeśli ktoś jednak nie jest przekonany do studiów za granicą a marzy bardziej o poznaniu kultury i małego zarobku polecam opcję Au pair - jest to program dla młodych, bezdzietnych osób, które wyjeżdżają za granicę, mieszkają u rodzin i opiekują się dziećmi, dostając za to małe wynagrodzenie i kurs językowy. Dla zainteresowanych polecam zajrzeć tutaj tutaj  tutaj koniecznie tutaj

Jeśli masz jakiekolwiek pytania, niejasności naprawdę pisz śmiało!

Do usłyszenia
W









piątek, 18 października 2013

Pack Monday

W ostatni poniedziałek w miasteczku obok, którego znajduje sie moja szkoła odbył się Pack Monday. Jak mój wychowawca skwitował we wtorek pytajac o nasze wrazenia "It's once a year, It's once too often" :) Co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle, że "odbywa się to raz do roku, o jeden raz za często.". Powiem, ze nie było, aż tak źle i jesli mam byc szczera to sadzę, że gdybym miała pod ręką w Poniedziałek moja siostrę to nawet bardzo by mi sie pdodobalo (starsznie brakuje mi razem spędzania czasu, ale dzis nie o tym :D)

Tak wiec w miejscowości, która posiada dosłownie 7 ulic z 4 były zajęte straganami z wszystkim; wata cukrową, hiszpańskimi churros (rodzaj smażonych faworków), książek za 1,5 funta, chińszczyzny, muzyki, koców, pluszaków, ubrań, torebek i praktycznie wszystkiego czego dusza zapragnie. Nie zabrakło oczywiście uczniów z pobliskich szkół, rodziców z dziećmi, starszych ludzi i grupek znajomych. Ja z ciekawością zatrzymałam się przy straganie książkowym i wypatrzyłam cudeńka od opisów budowy mebli po historię literatury w Wielkiej Brytanii.

W związku, że odkrywam powoli uroki korzystania z telefonu zamiast aparatu (chociaż tęsknie za czymś czym można zrobić poprawne zdjęcia o przyzwoitej jakości) Chciałabym wam zaprezentować pierwszy filmik na blogu :) (nie spodziewajcie się cudów i pamiętajcie, że to mój filmowy debiut)

 


Mam nadzieję, że podoba wam się atmosfera wiejskiego, brytyjskiego jarmarku. Powiem wam jeszcze jedynie, że gdy moje koleżanki usłyszały, że utworze cały wpis o Pack Monday zareagowały śmiechem, ale muszę jeszcze wspomnieć, że mimo, że moje brytyjskie koleżanki kupują czasami na prawdę markowe ubrani i wydawać by się mogło że wiejski jarmark nie zrobi an nich wrażenia to część z nich wróciła z torbami świadczącymi o silnym uzależnieniu od zakupów :) Chociaż i tak przodującymi w ilości zakupów są zawsze Chinki.

Okej, muszę się wam przyznać co ja zakupiłam, są to rzeczy na prawdę pilnej potrzeby, mianowicie: masło, mąka i cukier... i wreszcie spędzę jakoś produktywnie weekend :)

Do usłyszenia
Weronika

wtorek, 15 października 2013

Oxford!

Byliśmy już w Cambridge, wiec czas na Oxford. Z tym oxfordem to w ogóle śmieszna historia. Ponieważ zapytano się nas czy jesteśmy chętne na wyjazd do Oxford Brooks University. Oczywiście, że byłam chętna. Może jesteście lepiej uświadomieni ode mnie, ale jeśli nie to rozwieję wasze marzenia Oxford Brooks to nie TEN Oxford. Oxford Brooks to Uniwersytet, znajduję się w Oxfordzie, ale to zupełnie inna uczelnia o trochę innym poziomie nauczania...

Koniec końców zobaczyłam trzy Oxfordy:

1. Oxford Brooks (głównie wędrowałam po bibliotece, która jak na ogólny poziom uczelni była na prawdę wspaniale wyposażona.) Załapałam się również na atrakcje każdych drzwi otwartych pod tytułem cukiereczki i czekoladki, tak wiec nawet ten etap wycieczki nie był całkowicie zmarnowany :D Prawda jest taka, że mimo stosunkowo średniego poziomu szkoła jest na prawdę ładna i nowoczesna. Ma też ponoc całkiem fajne programy wymian, tak wiec nie mogę być za surowa.


2. Oxford ten prawdziwy :) Jest na prawdę śliczny, chociaż czułam silny niedosyt ponieważ nasza wycieczka przeszła tylko po jednym colegu ( i to w na prawdę tempie ekspresowym!!) Za to co to był za colege... Myślę, że najpierw pokaże wam zdjęcia a wy zgadujcie :) Przepraszam za koszmarną jakość zdjęć, ale mój telefon miał bardzo zły dzień wtedy.. ;(






 Nie wiem czy już się domyśliliście, ale zwiedziłam colege, który służył do kręcenia jednych z ważniejszych scen z Harreg Pottera, chociaż uważam, ze Wielka Sala w rzeczywistości robi mniejsze wrażenie to świadomość, że chodzę po tych samych schodach, po których pomykali Daniel Radcliffe, Emma Watson i Rupert Grint przebrani w szaty Gryffonów była na prawdę niesamowita!
Poniżej kilka ujęć z innej perspektywy:



 3.Oxford jako miasto jest całkiem duży i gęsto przemieszczany przez studentów, turystów i rodziny z dziećmi, Sam Oxford jest jako miasto zdecydowanie większy od Cambridge. Nie umiem podać konkretnego powodu, ale mi osobiście miasto samo w sobie mało przypadło do gustu. Chociaż jest bardzo ładne, pełne małych uliczek, kawiarenek i sklepów (co dla części z moich koleżanek było głównym punktem programu)





To co muszę jeszcze opisać to "Poundland" czyli sklep z serii "Wszystkoland-Gównoland". W ofercie są książki, od Koszmarnego Karolka po biografie jakiś zespołów, filmy, widziałam drugi sezon Plotkary, płyty od Madonny do celtyckich piosenek. Znajdziemy tutaj również słuchawki, odświeżacze do powietrza, słodycze, płatki a nawet zmiotki z brylancikową flagą UK. I to wszystko za jednego funta! Dokonałam tam zakupu wyżej wymienionych słuchawek, ponieważ swoje jakimś dziwnym trafem gdzieś zagubiłam, a potrzebowałam pary zamiennej na te dwa tygodnie przed przyjazdem do Polski.

Na koniec zostawiłam kawiarnię serwującą głównie Milkshake (nie miałam jednak czasu spróbować i sprawdzić czy sa tak dobre jak ten z Pulp Fiction :)) O jakże wspaniałej nazwie:
Chcących odświeżyć sobie scenę z Pulp Fiction odsyłam tutaj .

Do usłyszenia,
W

niedziela, 13 października 2013

O tęsknocie...

Przeglądałam ostatnio moje poprzednie posty i wszystkie są (przynajmniej moim zdaniem) bardzo pozytywne, radosne i myślę, że można podejrzewać, że jest tutaj dobrze i wspaniale pod każdym względem. Nie chcę, żeby po przeczytaniu tego wpis ktoś odniósł wrażenie, że przeżywam tutaj katusze i męki piekielne, ale jest kilka rzeczy, o których wcześniej nie pisałam a są bardzo ważne, żeby w  pełni zrozumieć jak to tak na prawdę jest wyjechać w wieku 16 lat całkowicie samemu w całkowicie nowe miejsce.

Jest trudno.

Na prawdę. Nie ma mamy, taty, babci, drugiej babci, dziadka, sióstr, ukochanych przyjaciółek, kuzynek i mojego chorego psychicznie psa. Na prawdę ich nie ma i nawet rozmawianie na skype, pisanie do siebie na Facebooku, smsów czy jakakolwiek inna forma relacji wirtualnej nie odda prawdziwego spędzania ze sobą czasu. Ja widziałam swoich bliskich 6 tygodni temu, do Polski przyjadę dopiero za dwa następne tygodnie. Pocieszam się myślą, że jest to najdłuższy w tym roku semestr. Później będę w Polsce co 5-6 tygodni.
Tęsknie jednak bardzo za swoim łóżkiem, pokojem, swoja pościelą i misiem w kącie łóżka. Tęsknie za wtuleniem się w rodziców i za głupimi sprzeczkami z młodsza siostrą. Trudno jest mi się również pogodzić z myślą, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę mieszkała razem z moją starsza siostrą (zaczęła w tym roku studiować w Danii.

Dużo myślę tez o tym co jest moim prawdziwym celem w życiu, co tak na prawdę sprawia lub sprawi, że pewna siebie będę mogła powiedzieć że jestem szczęśliwa. Czy na prawdę znakomite wykształcenie w prestiżowych angielskich szkołach jest tym o co mi tak na prawdę chodzi. Pół roku temu wiedziałam, że chcę studiować psychologię albo pedagogikę z resocjalizacją (chciałam robić coś na prawdę dobrego, mieć może w przyszłości świadomość, że moje istnienie dało jakiś większy efekt, że ktoś dzięki mnie poczuł się lepiej). Ostatnio zauważyłam, ze mówię o psychologii w nowym kontekście, w kontekście pracy w korporacji,  stosunkach międzynarodowych i zaczęłam zastanawiać się na czym mi tak na prawdę w życiu zależy. Wcześniej miałam też jakieś tam pomysły o założeniu sernikarni, ostatni raz tez myślałam o tym przed przyjazdem tutaj. Trudno mi jest teraz myśleć o tym na ile to moje pomysły ewoluują same z siebie (co tez bardzo często się zdarza :)) a na ile próbuje sama znaleźć sobie coś "bardziej ambitnego" niż moje plany w Polsce.

Zaczynam też myśleć o istnieniu domu, miejsca gdzie zawsze czujesz się chciany, czujesz się jak u siebie i możesz w pełni się zrelaksować. Ja teraz jestem w moim domu raz na dwa miesiące. Nie oszukujmy się nawet w najwspanialszej szkole nie czujesz się jak w domu. Zastanawiam się czy to w Anglii zamieszkam na stałe? Dużo osób twierdzi ( i w pewnym stopniu ma racje) że powrót do Polski byłby trochę zmarnowaniem możliwości, które dostałam.

Konkluzja z dzisiejszego wpisu? Potrzebuję więcej zadań bo chyba miałam za dużo czasu na przemyślenia :)

Do usłyszenia (albo do zobaczenia) już całkiem niedługo!
W

wtorek, 8 października 2013

Czytanie w parach

3 i pół tygodnia temu Pani od angielskiego zapytała się czy jest ktoś chętny do prowadzenia "czytania w parach". Oczywiście byłam chętna, ale ze względu na to, że angielski jest moim drugim językiem i to wcale nie na aż tak szalenie wysokim poziomie miałam pewne wątpliwości. Zostałam jednak uspokojona, że dziewczynki będą młodsze i, że o nic nie mam się martwić i dam sobie na pewno świetnie rade. Wiec podjęłam wyzwanie. Moja podopieczna, jak się okazał ma 13 lat (wszystkie pary są utworzone z opiekunki 17 lat + podopiecznej w wieku 12-13 lat), czyli dokładnie tyle ile moja młodsza siostra i nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek mogła zostać jej autorytetem w jakiejkolwiek dziedzinie, a już na pewno nie w czytaniu.

Spotykamy się 3 razy w tygodniu po 15-30 min. Zaczynamy czytać razem na głos i jeśli podopieczna poczuje się na siłach kontynuuje czytanie sama. Mimo, że moja podopieczna radzi sobie bardzo dobrze ( z drugiej strony czego spodziewać się po 13latce? ) jest bardzo niechętna do czytania samodzielnie. Jak w całym systemie edukacji tak i w czytaniu w parach bardzo mocno stawia się na motywacje, dlatego bardzo często muszę powtarzać, jak dobrze jej idzie, że wykonała  bardzo dobrą pracę i za każde spotkanie zostaje nagrodzona naklejką, wydawało mi się to trochę zbyt infantylne dla trzynastolatki, ale wydaję mi się, że moja podopieczna mimo wieku lubi moment na końcu spotkania gdy wybiera dla siebie naklejkę. (może po prostu czytanie ze mną ja strasznie denerwuje i dlatego oczekuje końca? :)) Co piątek wszystkie pary się spotykają i mamy coś słodkiego podczas przerwy lunchowej (w ten piątek mają być babeczki!)

Ja zdecydowałam się na dość dużą swobodę dla mojej podopiecznej tzn sama wybrał książkę, która czytamy, jest to kryminał dla nastolatków o porwanym koniu, czyta się to bardzo dobrze i nawet mnie zaciekawiło jak się historia potoczy. Sama tez wybiera sobie naklejki (wiem, że może to być dla niektórych oczywiste, ale wiem, że część dziewczyn wybiera naklejki dla swoich podopiecznych). Jak tylko moge staram sie traktować moją podopieczna na równi ze mną.

Głównym założeniem programu jest rozwój słownictwa, płynności w czytaniu, polubienia w czytaniu, ale także rozwiniecie wyobraźnie i logicznego myślenia ( na krótkim szkoleniu przed rozpoczęciem programu zostały nam przedstawione statystyki potwierdzające, że większa ilość książek nie idzie w parze jedynie  z lepszymi ocenami z literatury, ale również z matematyki).

Kilka moich osobistych refleksji:
-Uważam, ze lepszy efekt by miało czytanie  zmłodszym wieku (jesli ktoś w wieku 13 lat ma zwyczaj czytania to go będzie miał, a jesli jeszcze nie ma to nei jestem pewna czy da to bardzo duże efekty.
-Komiczna dla mnie była sytuacja gdy jedna z opiekunek (koleżanka  z roku) wybrała dla swojej podopiecznej książkę "Hobbita", nie twierdzę, że Hobbit jest za trudna lekturą dla 12-13 letniej osoby, ale mam wątpliwości czy ta konkretne koleżanka sama w ręce miała książkę Tolkiena.
-Nagradzania i motywowania jest tu o wiele więcej niż w polskim systemie. Z czym ja na przykład miałam na początku problem, naprawdę trudno jest się przyzwyczaić do chwalenia kogoś dosłownie co 2-3 minuty.

I to chyba na tyle, mam nadzieje, że choć trochę przybliżyłam wam wygląd projektu Czytania w Parach, może wprowadzicie go u siebie w szkole w Polsce?

Do usłyszenia,
Weronika

poniedziałek, 30 września 2013

Exeat weekend - Cambridge

Co jakiś czas w mojej szkole są weekendy gdy wszyscy muszą opuścić budynek. Dlatego tez w ostatni piątek spakowana i gotowa do podróży wyruszyłam na dworzec, a tam wsiadłam do pociągu, którym dojechałam do Londynu (stacja Waterloo) i tutaj zaczęły się schody, ponieważ (ważna informacja jeśli planujesz podróżować pociągiem po Anglii) bilet można kupić łączony (co znaczy że jadąc z miasta X na jeden dworzec w Londynie a ruszasz w dalsza podróż z innego dworca możesz kupić bilet na pociąg, który będzie zawierał w sobie bilet na metro) ze względu na to, że kupując bilet nie byłam tego świadoma musiałam szybko dokupić bilet, który pozwoliłby mi na poruszanie się po centrum Londynu. I tak radośnie wyszłam z pociągu i poszłam za strzałka "Underground", zobaczyłam Pana z obsługi i podeszłam, i zapytałam gdzie można kupić bilet na metro. Łamaną angielszczyzna odpowiedział, że muszę mieć bilet, żeby pojechać, mówię że rozumiem, ale gdzie mogę dostać bilet znowu usłyszałam że bez biletu nie pojadę - wymieniliśmy jeszcze z dwa razy różne wariacje opisanych wyżej zdań po czym poddałam się i wyruszyłam na poszukiwania maszyny lub kas biletowych. W końcu znalazłam. Przyznam szczerze, że poza brakiem zrozumienia u niektórych pracowników, metro jest na prawdę bardzo dobrze oznaczone i nawet osoba o zerowej orientacji w terenie, jak ja da sobie radę. Musicie mi uwierzyć, że na prawdę da się to zrobić.


 Pojechałam więc metrem na stacje London King's Cross, z której ruszał mój pociąg do Cambridge. Wsiadłam do pociągu, ujęcia z Harrego Pottera nie pokazują prawdziwego oblicza dworca, w rzeczywistości jest trochę brudniejszy i nigdzie nie widać ekspresu do Hogwartu. Wracając do mojej podróży, zrelaksowana wsiadam do pociągu i wyjmuję telefon, żeby napisać do mojej guardianki (Najwspanialszej osoby na świecie, która zgodziła się mnie przenocować w Cambridge) Próbuję wysłać smsa, który z jakiegoś powodu ni chce się wysłać. Koniec końców, pani siedząca na przeciwko zgodziła się pożyczyć swój telefon (miała włączony bardzo irytujący słownik angielski wiec mój sms wyglądał mniej więcej tak jestemwpociagu.niedzialamitel.przyjezdzamo20.34 - nie udało mi się odkryć jak inaczej oszukać słownik, więc musiałam obejść sie bez spacji, generalnie to, że moja guardianka zrozumiała o co mi chodzi graniczyło z cudem, ale dodało mi otuchy :)) Później było już z górki, rozpakowałam się i wieczór minął mi na rozmowie z Natalią (moja guardianką.) W sobotę zwiedziłam Cambridge, w tym trzy najbardziej znane College (St John, Trinity i Kings). Każdy college ma przepiękną kaplicę i dziedziniec.
Tutaj widok na Kings College
Pierwsze zdjęcie z kaplicy.





Przecudne sklepienie i witraże w kaplicy.

Dziedziniec Trinity College

Przepiękny dziedziniec Trinity College ze znaną fontanną.

Zjadłam lunch w studenckiej stołówce:
 a potem napawałam się pogodą (podczas mojej wizyty było z dobrych 20 stopni i słońce), upiekłam na podwieczorek brownies, na kolacje zdecydowałyśmy przyrządzić wegetariańską chińszczyznę - mhmm aż sie głodna zrobiłam.
 A później znowu rozmowy do późna. Niedziela minęła błyskawicznie, msza, obiad tym razem na mieście, znowu chińszczyzna, również przepyszna, podana w bardzo fajny sposób - 2 miseczki, miska ryżu i dwa talerzyki, jadłyśmy słodkiego kurczaka z nerkowcami i cienkie plasterki wołowiny, które po usmażeniu były bardzo chrupiące - obie potrawy godne polecenia. I tak nakładasz sobie do swojej miseczki ryż a na to mięso, jest to na prawdę wygodny sposób, można spróbować każdego dania (szczególnie jeśli idzie się dużą grupą znajomych) i nie ma problemu z próbowaniem i wyjadaniem jedzenia innym z talerza :) Później droga powrotna, przesiadka w Londynie poszła mi bardzo sprawnie, że nawet starczyło mi czasu na kupienie wody i ciastek na dworcu :)

Do usłyszenia
W

sobota, 21 września 2013

Co z tą matematyką?

Ostatnio na stronie bloga na facebooku zamieścilam zdjecia swoich sześciu podęczników do matematyki. Dlaczego aż sześciu? Postaram sie odpowiedzieć na to pytanie.

Generalnie większość przedmiotów uczy mnie więcej niż jeden nauczyciel (większość przedmiotów ma moduły) matematyków mam aż czterech. W Anglii na poziomie polskiego liceum, w mojej szkole wybiera się od 3-5 przedmiotów + WF+PSHE(odpowiednik polskiego wychowania do życia w rodzinie)+Global Perspective(coś w rodzaju polskich Podstaw Przedsiębiorczości, jednak tutaj normalnie jako przedmiot można wybrać Politykę alb Biznes i Ekonomie (mówiąc szczerze są to zupełnie nie moje przedmioty więc nie jestem pewna czy Biznes łączy się z Polityką czy z Ekonomią))+Religia(nie wiem jak to wygląda w innych szkołach, moja szkoła jest katolicka)

Wracając do matematyki - uczeń może wybrać matematykę i jako dodatkowy, osobny przedmiot matematykę rozszerzoną. Na każdym poziomie istnieją moduły. Na matematyce podstawowej jest to czysta matematyka + statystyka 1. Na poziomie rozszerzonym uczę się mechaniki 1, statystyki 2 (normalnie powinny być to decyzje 1, ale ze względu na to, że planuję swoja przyszłość połączyć z psychologią statystyka będzie bardziej przydatna), Czysta rozszerzona matematyka 1. I tym sposobem mam 2 podręczniki do podstawowej czystej matematyki, jeden do statystyki 1, następny podręcznik do mechaniki 1 i jeszcze kolejny do rozszerzonej czystej rozszerzonej matematyki i już ostatni do statystyki 2 :) Jest to trochę śmieszne ponieważ jednego dnia uczę się o medianie i średniej (temat przerabiany w 1gim w Polsce?) a godzinę później cały mój świat burzy się gdy dowiaduje się o liczbach urojonych. Jest to drugi raz kiedy mój uporządkowany świat matematyki okazuje się nieprawdziwy, pamiętam, że pierwszy taki szok na matematyce przeżyłam w 4 klasie gdy Pani od matematyki pokazała nam, że w dzieleniu nie zostawia się reszty tylko ją też można podzielić i zapisać za przecinkiem...

A tutaj jeszcze raz zdjecie moich podreczników do Matmy :)

Do usłyszenia,
W