sobota, 19 października 2013

Wyjazd za granicę

Chciałabym w tym poście opisać moja historie, jak to się stało, że wyjechałam do Anglii i może dać jakieś ogólne porady dla osób, które chciałyby wyjechać za granicę, ale nie wiedzą co? gdzie? i jak?

Można powiedzieć, że moja decyzja o wyjeździe za granicę narodziła się w mojej głowie pod koniec trzeciej gimnazjum, gdy podczas wybierania liceum wybrałam klasę, która oferuje rozszerzony jezyk francuski z możliwościową wymiany czteromiesięcznej w drugiej klasie liceum. Jednak pod koniec września ubiegłego roku dowiedziałam się, że kolega, koleżanki siostry uczy się w szkole w Anglii. Napisałam do niego i otrzymałam pierwsze wiadomości o stypendiach za granicą. I tak przez ubiegły rok dowiadywałam sie wielu różnych rzeczy i chciałabym sie z wami podzielić moja wiedzą. Od razu uprzedzam, że napisanie tego wpisu zajęło mi kilka dobrych godzin a i tak nie dałam rady zamieścic tu wszystkich informacji, tak że w razie czego polecam się na facebooku strona bloga lub prosze piszcie na meila cotywieszoangielskiejszkole@wp.pl

1. Stypendium a wymiana? Stypendium w szkole brytyjskiej lub w szkole międzynarodowej polega na tym, że uczysz się w prywatnej szkole z internatem a szkoła zgadza się pokrywać znaczny procent czesnego. Zazwyczaj jest to stypendium dwuletnie (2 i 3 klasa liceum) zakończona maturą brytyjską lub IB. Wymiana natomiast często jest płatna i najczęściej mieszka się u rodzin a nie w szkolnym internacie. I tak jak w przypadku stypendium naukowego twoje oceny musza być na naprawdę wysokim poziomie tak w przypadku wymiany, musisz się bardzo dobrze uczyć i nie sprawiać problemów wychowawczych, ale jednak głównym celem jest poznanie nowych kultur i doświadczenie międzynarodowe.

2. Kryteria stypendialne:  uczeń 1 klasu LO, średnia gimnazjalna powyżej 4.75, wyniki z egzaminu gimnazjalnego- średnia powyżej 75%

2. Jak dostać stypendium? W Polsce działaja trzy organizacje, które zajmują się przyznawaniem stypendiów w Polsce. Jest to - UWC oficjalna polska strona UWC. Bas http://bas.org.pl/. Oraz kfon (z którym mam najmniej doświadczenia, ale wiem, że też oferuje jakieś stypendia, ale naprawdę nie jestem w stanie służyć wiedzą ani pomocą w kwestii Kfonu - Kfon.)Teraz trzy słowa o BASie i UWC.  Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata (United World College) to międzynarodowa organizacja oferująca naukę w szkołach międzynarodowych dookoła świata - polecam ten filmik :) Polecam! RCNUWC. Polska filia orgaznizuje konkurs stypendialny również do prywatnych szkół w UK. I tak w ubiegłym roku po zobaczeniu filmiku ze szkoły UWC w Norwegii, pojechanie tam stało sie moim największym marzeniem, co śmieszne, mimo że moim największym marzeniem był wyjazd do Norwegii w końcu złożyłam podanie i formularz jedynie do szkół prywatnych. Myślę, że postąpiłam tak, ponieważ byłam pierwszym rocznikiem, który miał osobne konkursy do szkół międzynarodowych i prywatnych i tłumaczenie o niezależności konkursów było trochę dla mnie niejasne i nie zdecydowałam się na start w konkursie o szkoły międzynarodowe, tak więc Norwegia przepadła. :)Kandydatów tegorocznych zachęcam do brania udziału w obu konkursach! British Alumni Society oferuje stypendia w szkołach w UK, na bardzo wysokim poziomie i, mimo że ja osobiście nie miałam do czynienia z BASem to moja koleżanka z gimnazjum właśnie uczy się w jednej ze szkół właśnie dzięki stypendiom z BASu :) Kfon, jak już mówiłam raczej nie jestem w stanie przybliżyć wam tej organizacji, jednak słyszałam, że mimo, że na stronie jest napisane, ze stypendium jest na rok to szkoły ponoć bardzo chętnie przedłużają na drugi rok. Chociaż nie wiem na ile jest to sprawdzona informacja.

3. Tyle w wielkim skrócie o stypendiach. Czas na wymiany.

Tutaj też nie jestem wielkim specjalistą, ale mogę wam polecić strony, któe w ubiegłym roku udało mi sie znaleźć:

Yfu

Rotary

Why not usa

Amicus

PAX

4. Jak już pisałam nie byłam uczestniczką programu wymianu, nie miałam osobistego kontaktu z tymi organizacjami i jeśli ktoś decydowałby sie na którąś z podanych wyżej organizacji to i tak polecam dokładnie je sprawdzić. Jedna z moich koleżanek wyjechała do USA z organizacją Amicus, więc może byłaby to najlepsza propozycja, mi osobiscie również dość mocno przypadła do gustu oferta Youth for Understanding, ale powtórzę sie jeszcze raz w żaden sposób nie miałam kontakyu z tymi organizacjami i nie wiem jak dokładnie działają. Z osobistych wrażeń moge polecic UWC i BAS, z którego jak pisałam wcześniej dostała stypendium moja koleżanka z gimnazjum.

5.Właśnie sobie uświadomiłam, że po przeczytaniu tego posta można odnieść wrażenie, że dostałam stypendium dzięki UWC. Co nie jest do końca prawdą. rzeczywiście prawie równo rok temu złożyłam aplikację do UWC, udało mi sie z kandydatów z całego kraju dostać się do ścisłego finału 25 osób i wtedy nie otrzymałam telefonu... Jak pewnie można się domyślić było to bardzo dużym ciosem. Jednak zdecydowałam się nie poddawać i zaczęłam na własną rękę pisać do poszczególnych szkół w UK, Holandii i Szwajcarii. W końcu jedna ze szkół zaoferowała mi na tyle dobre warunki, że mój wyjazd stał się rzeczywistością. I tym oto sposobem jestem teraz gdzie jestem. Tak więc jestem doskonałym przykładem, że warto walczyć do końca i nigdy się nie poddawać, jeśli na czymś na prawdę nam zależy.

6. Co jeśli nie jestem uczniem pierwszej liceum a bardzo chcę wyjechać? Wbrew pozorom i tutaj jest dużo możliwości, poszczególne uczelnie w Polsce oferują różne programy - moja kuzynka jest właśnie w Hiszpanii na Erazmusie. Studia nie wszędzie są płatne i są na prawdę dobre możliwości nauki - kolejny przykład z życia wzięty - moja siostra obecnie studiuje w Danii. Jeśli ktoś jednak nie jest przekonany do studiów za granicą a marzy bardziej o poznaniu kultury i małego zarobku polecam opcję Au pair - jest to program dla młodych, bezdzietnych osób, które wyjeżdżają za granicę, mieszkają u rodzin i opiekują się dziećmi, dostając za to małe wynagrodzenie i kurs językowy. Dla zainteresowanych polecam zajrzeć tutaj tutaj  tutaj koniecznie tutaj

Jeśli masz jakiekolwiek pytania, niejasności naprawdę pisz śmiało!

Do usłyszenia
W









piątek, 18 października 2013

Pack Monday

W ostatni poniedziałek w miasteczku obok, którego znajduje sie moja szkoła odbył się Pack Monday. Jak mój wychowawca skwitował we wtorek pytajac o nasze wrazenia "It's once a year, It's once too often" :) Co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle, że "odbywa się to raz do roku, o jeden raz za często.". Powiem, ze nie było, aż tak źle i jesli mam byc szczera to sadzę, że gdybym miała pod ręką w Poniedziałek moja siostrę to nawet bardzo by mi sie pdodobalo (starsznie brakuje mi razem spędzania czasu, ale dzis nie o tym :D)

Tak wiec w miejscowości, która posiada dosłownie 7 ulic z 4 były zajęte straganami z wszystkim; wata cukrową, hiszpańskimi churros (rodzaj smażonych faworków), książek za 1,5 funta, chińszczyzny, muzyki, koców, pluszaków, ubrań, torebek i praktycznie wszystkiego czego dusza zapragnie. Nie zabrakło oczywiście uczniów z pobliskich szkół, rodziców z dziećmi, starszych ludzi i grupek znajomych. Ja z ciekawością zatrzymałam się przy straganie książkowym i wypatrzyłam cudeńka od opisów budowy mebli po historię literatury w Wielkiej Brytanii.

W związku, że odkrywam powoli uroki korzystania z telefonu zamiast aparatu (chociaż tęsknie za czymś czym można zrobić poprawne zdjęcia o przyzwoitej jakości) Chciałabym wam zaprezentować pierwszy filmik na blogu :) (nie spodziewajcie się cudów i pamiętajcie, że to mój filmowy debiut)

 


Mam nadzieję, że podoba wam się atmosfera wiejskiego, brytyjskiego jarmarku. Powiem wam jeszcze jedynie, że gdy moje koleżanki usłyszały, że utworze cały wpis o Pack Monday zareagowały śmiechem, ale muszę jeszcze wspomnieć, że mimo, że moje brytyjskie koleżanki kupują czasami na prawdę markowe ubrani i wydawać by się mogło że wiejski jarmark nie zrobi an nich wrażenia to część z nich wróciła z torbami świadczącymi o silnym uzależnieniu od zakupów :) Chociaż i tak przodującymi w ilości zakupów są zawsze Chinki.

Okej, muszę się wam przyznać co ja zakupiłam, są to rzeczy na prawdę pilnej potrzeby, mianowicie: masło, mąka i cukier... i wreszcie spędzę jakoś produktywnie weekend :)

Do usłyszenia
Weronika

wtorek, 15 października 2013

Oxford!

Byliśmy już w Cambridge, wiec czas na Oxford. Z tym oxfordem to w ogóle śmieszna historia. Ponieważ zapytano się nas czy jesteśmy chętne na wyjazd do Oxford Brooks University. Oczywiście, że byłam chętna. Może jesteście lepiej uświadomieni ode mnie, ale jeśli nie to rozwieję wasze marzenia Oxford Brooks to nie TEN Oxford. Oxford Brooks to Uniwersytet, znajduję się w Oxfordzie, ale to zupełnie inna uczelnia o trochę innym poziomie nauczania...

Koniec końców zobaczyłam trzy Oxfordy:

1. Oxford Brooks (głównie wędrowałam po bibliotece, która jak na ogólny poziom uczelni była na prawdę wspaniale wyposażona.) Załapałam się również na atrakcje każdych drzwi otwartych pod tytułem cukiereczki i czekoladki, tak wiec nawet ten etap wycieczki nie był całkowicie zmarnowany :D Prawda jest taka, że mimo stosunkowo średniego poziomu szkoła jest na prawdę ładna i nowoczesna. Ma też ponoc całkiem fajne programy wymian, tak wiec nie mogę być za surowa.


2. Oxford ten prawdziwy :) Jest na prawdę śliczny, chociaż czułam silny niedosyt ponieważ nasza wycieczka przeszła tylko po jednym colegu ( i to w na prawdę tempie ekspresowym!!) Za to co to był za colege... Myślę, że najpierw pokaże wam zdjęcia a wy zgadujcie :) Przepraszam za koszmarną jakość zdjęć, ale mój telefon miał bardzo zły dzień wtedy.. ;(






 Nie wiem czy już się domyśliliście, ale zwiedziłam colege, który służył do kręcenia jednych z ważniejszych scen z Harreg Pottera, chociaż uważam, ze Wielka Sala w rzeczywistości robi mniejsze wrażenie to świadomość, że chodzę po tych samych schodach, po których pomykali Daniel Radcliffe, Emma Watson i Rupert Grint przebrani w szaty Gryffonów była na prawdę niesamowita!
Poniżej kilka ujęć z innej perspektywy:



 3.Oxford jako miasto jest całkiem duży i gęsto przemieszczany przez studentów, turystów i rodziny z dziećmi, Sam Oxford jest jako miasto zdecydowanie większy od Cambridge. Nie umiem podać konkretnego powodu, ale mi osobiście miasto samo w sobie mało przypadło do gustu. Chociaż jest bardzo ładne, pełne małych uliczek, kawiarenek i sklepów (co dla części z moich koleżanek było głównym punktem programu)





To co muszę jeszcze opisać to "Poundland" czyli sklep z serii "Wszystkoland-Gównoland". W ofercie są książki, od Koszmarnego Karolka po biografie jakiś zespołów, filmy, widziałam drugi sezon Plotkary, płyty od Madonny do celtyckich piosenek. Znajdziemy tutaj również słuchawki, odświeżacze do powietrza, słodycze, płatki a nawet zmiotki z brylancikową flagą UK. I to wszystko za jednego funta! Dokonałam tam zakupu wyżej wymienionych słuchawek, ponieważ swoje jakimś dziwnym trafem gdzieś zagubiłam, a potrzebowałam pary zamiennej na te dwa tygodnie przed przyjazdem do Polski.

Na koniec zostawiłam kawiarnię serwującą głównie Milkshake (nie miałam jednak czasu spróbować i sprawdzić czy sa tak dobre jak ten z Pulp Fiction :)) O jakże wspaniałej nazwie:
Chcących odświeżyć sobie scenę z Pulp Fiction odsyłam tutaj .

Do usłyszenia,
W

niedziela, 13 października 2013

O tęsknocie...

Przeglądałam ostatnio moje poprzednie posty i wszystkie są (przynajmniej moim zdaniem) bardzo pozytywne, radosne i myślę, że można podejrzewać, że jest tutaj dobrze i wspaniale pod każdym względem. Nie chcę, żeby po przeczytaniu tego wpis ktoś odniósł wrażenie, że przeżywam tutaj katusze i męki piekielne, ale jest kilka rzeczy, o których wcześniej nie pisałam a są bardzo ważne, żeby w  pełni zrozumieć jak to tak na prawdę jest wyjechać w wieku 16 lat całkowicie samemu w całkowicie nowe miejsce.

Jest trudno.

Na prawdę. Nie ma mamy, taty, babci, drugiej babci, dziadka, sióstr, ukochanych przyjaciółek, kuzynek i mojego chorego psychicznie psa. Na prawdę ich nie ma i nawet rozmawianie na skype, pisanie do siebie na Facebooku, smsów czy jakakolwiek inna forma relacji wirtualnej nie odda prawdziwego spędzania ze sobą czasu. Ja widziałam swoich bliskich 6 tygodni temu, do Polski przyjadę dopiero za dwa następne tygodnie. Pocieszam się myślą, że jest to najdłuższy w tym roku semestr. Później będę w Polsce co 5-6 tygodni.
Tęsknie jednak bardzo za swoim łóżkiem, pokojem, swoja pościelą i misiem w kącie łóżka. Tęsknie za wtuleniem się w rodziców i za głupimi sprzeczkami z młodsza siostrą. Trudno jest mi się również pogodzić z myślą, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę mieszkała razem z moją starsza siostrą (zaczęła w tym roku studiować w Danii.

Dużo myślę tez o tym co jest moim prawdziwym celem w życiu, co tak na prawdę sprawia lub sprawi, że pewna siebie będę mogła powiedzieć że jestem szczęśliwa. Czy na prawdę znakomite wykształcenie w prestiżowych angielskich szkołach jest tym o co mi tak na prawdę chodzi. Pół roku temu wiedziałam, że chcę studiować psychologię albo pedagogikę z resocjalizacją (chciałam robić coś na prawdę dobrego, mieć może w przyszłości świadomość, że moje istnienie dało jakiś większy efekt, że ktoś dzięki mnie poczuł się lepiej). Ostatnio zauważyłam, ze mówię o psychologii w nowym kontekście, w kontekście pracy w korporacji,  stosunkach międzynarodowych i zaczęłam zastanawiać się na czym mi tak na prawdę w życiu zależy. Wcześniej miałam też jakieś tam pomysły o założeniu sernikarni, ostatni raz tez myślałam o tym przed przyjazdem tutaj. Trudno mi jest teraz myśleć o tym na ile to moje pomysły ewoluują same z siebie (co tez bardzo często się zdarza :)) a na ile próbuje sama znaleźć sobie coś "bardziej ambitnego" niż moje plany w Polsce.

Zaczynam też myśleć o istnieniu domu, miejsca gdzie zawsze czujesz się chciany, czujesz się jak u siebie i możesz w pełni się zrelaksować. Ja teraz jestem w moim domu raz na dwa miesiące. Nie oszukujmy się nawet w najwspanialszej szkole nie czujesz się jak w domu. Zastanawiam się czy to w Anglii zamieszkam na stałe? Dużo osób twierdzi ( i w pewnym stopniu ma racje) że powrót do Polski byłby trochę zmarnowaniem możliwości, które dostałam.

Konkluzja z dzisiejszego wpisu? Potrzebuję więcej zadań bo chyba miałam za dużo czasu na przemyślenia :)

Do usłyszenia (albo do zobaczenia) już całkiem niedługo!
W

wtorek, 8 października 2013

Czytanie w parach

3 i pół tygodnia temu Pani od angielskiego zapytała się czy jest ktoś chętny do prowadzenia "czytania w parach". Oczywiście byłam chętna, ale ze względu na to, że angielski jest moim drugim językiem i to wcale nie na aż tak szalenie wysokim poziomie miałam pewne wątpliwości. Zostałam jednak uspokojona, że dziewczynki będą młodsze i, że o nic nie mam się martwić i dam sobie na pewno świetnie rade. Wiec podjęłam wyzwanie. Moja podopieczna, jak się okazał ma 13 lat (wszystkie pary są utworzone z opiekunki 17 lat + podopiecznej w wieku 12-13 lat), czyli dokładnie tyle ile moja młodsza siostra i nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek mogła zostać jej autorytetem w jakiejkolwiek dziedzinie, a już na pewno nie w czytaniu.

Spotykamy się 3 razy w tygodniu po 15-30 min. Zaczynamy czytać razem na głos i jeśli podopieczna poczuje się na siłach kontynuuje czytanie sama. Mimo, że moja podopieczna radzi sobie bardzo dobrze ( z drugiej strony czego spodziewać się po 13latce? ) jest bardzo niechętna do czytania samodzielnie. Jak w całym systemie edukacji tak i w czytaniu w parach bardzo mocno stawia się na motywacje, dlatego bardzo często muszę powtarzać, jak dobrze jej idzie, że wykonała  bardzo dobrą pracę i za każde spotkanie zostaje nagrodzona naklejką, wydawało mi się to trochę zbyt infantylne dla trzynastolatki, ale wydaję mi się, że moja podopieczna mimo wieku lubi moment na końcu spotkania gdy wybiera dla siebie naklejkę. (może po prostu czytanie ze mną ja strasznie denerwuje i dlatego oczekuje końca? :)) Co piątek wszystkie pary się spotykają i mamy coś słodkiego podczas przerwy lunchowej (w ten piątek mają być babeczki!)

Ja zdecydowałam się na dość dużą swobodę dla mojej podopiecznej tzn sama wybrał książkę, która czytamy, jest to kryminał dla nastolatków o porwanym koniu, czyta się to bardzo dobrze i nawet mnie zaciekawiło jak się historia potoczy. Sama tez wybiera sobie naklejki (wiem, że może to być dla niektórych oczywiste, ale wiem, że część dziewczyn wybiera naklejki dla swoich podopiecznych). Jak tylko moge staram sie traktować moją podopieczna na równi ze mną.

Głównym założeniem programu jest rozwój słownictwa, płynności w czytaniu, polubienia w czytaniu, ale także rozwiniecie wyobraźnie i logicznego myślenia ( na krótkim szkoleniu przed rozpoczęciem programu zostały nam przedstawione statystyki potwierdzające, że większa ilość książek nie idzie w parze jedynie  z lepszymi ocenami z literatury, ale również z matematyki).

Kilka moich osobistych refleksji:
-Uważam, ze lepszy efekt by miało czytanie  zmłodszym wieku (jesli ktoś w wieku 13 lat ma zwyczaj czytania to go będzie miał, a jesli jeszcze nie ma to nei jestem pewna czy da to bardzo duże efekty.
-Komiczna dla mnie była sytuacja gdy jedna z opiekunek (koleżanka  z roku) wybrała dla swojej podopiecznej książkę "Hobbita", nie twierdzę, że Hobbit jest za trudna lekturą dla 12-13 letniej osoby, ale mam wątpliwości czy ta konkretne koleżanka sama w ręce miała książkę Tolkiena.
-Nagradzania i motywowania jest tu o wiele więcej niż w polskim systemie. Z czym ja na przykład miałam na początku problem, naprawdę trudno jest się przyzwyczaić do chwalenia kogoś dosłownie co 2-3 minuty.

I to chyba na tyle, mam nadzieje, że choć trochę przybliżyłam wam wygląd projektu Czytania w Parach, może wprowadzicie go u siebie w szkole w Polsce?

Do usłyszenia,
Weronika