Pierwszy dzień szkoły za mną! Był stres, było dużo ludzi i dużo nauczycieli, którzy byli strasznie uprzejmi i zainteresowani. Jest stosunkowo dużo dziewczyn, które tak jak ja mieszka w akademiku. Angielski nie jest dużym problemem, ale skłamałabym pisząc, że zrozumienie angielskiego nie wymaga wysiłku. Rożne akcenty, słownictwo, które nie koniecznie uczone jest w szkole, 10 osób głośno się śmiejących i przekrzykujących się ma wpływ na to, że czasami trudno jest zrozumieć kto co do Ciebie mówi.
Sama szkoła jest piękna i ma urocza okolice, w której pełno starych posagów, ławeczek, drzew i przepiękny teren gdzie można biegać, skakać i pływać. (Tak w mojej szkole jest basen :D)
Z rzeczy, które najbardziej mnie rozczulają to fakt, że mam skrzydło szpitalne), są domy - dom, do którego ja trafiłam nazywa się Fisher i, że może jest to obłudne, ale na prawdę ma się wrażenie, że nauczyciel, tutor czy nawet dyrektor wie co nieco o tobie i szczerze go to obchodzi.
Powoli robi się późno a przede mną jutro długi i męczący dzień, który na pewno okaże się niezapomniany. Na koniec chciałabym oznajmić każdej osobie, która to czyta, ze mam najlepsze przyjaciółki na świecie, które zrobiły mi niespodziankę i zjawiły się na lotnisku w dzień mojego wylotu.
Do usłyszenia!
W
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz